Wyglądało na to, że wiosna przyszła już na dobre, ale gdy kilka dni temu weszliśmy na najbliższą „niedzielną górkę” okazało się, że jest tam jeszcze cała masa śniegu! Skorzystałam więc z okazji, żeby zrobić (mam nadzieję ostatnie w tym roku) zimowe zdjęcia. Choć nie jestem i raczej nigdy nie będę blogerką modową, tym razem tematem jest zakupiony przez nas niedawno… sweter! Zrobiony tradycyjnie na drutach, z wełny Lopi, ciepły, pachnący Islandią, fantastyczny. Zupełnie nie znam się na dzierganiu, ale od kiedy moja dobra znajoma Ewcia zamieszkała w Reykjavíku i zalała mojego Facebooka cudami robionymi własnoręcznie z islandzkiej wełny, oszalałam na ich punkcie. Jej bloga znajdziecie tu: kuacja.blogspot.com. Sweter Lopapeysa okazał się strzałem w dziesiątkę, w planach na przyszłość moja pierwsza wełniana sukienka. A Ty? Masz już swojego Lopapeysa? ;)
Dziś u nas wyjątkowy dzień. Świętujemy go pijąc czekającą już wystarczająco długo waniliową Colę :D Miłego piątku trzynastego!
Podczas gdy w górach pierwsze krokusy i przebiśniegi nieśmiało wychylają główki spod resztek topniejącego śniegu, w miastach wiosnę widać już bardzo dobrze. My pierwszą tak ciepłą sobotę postanowiliśmy spędzić w słonecznym Cieszynie. Chyba nikogo nie muszę przekonywać jak fantastyczne jest to miejsce. Maleństwo zaznało miejskich przyjemności typu karmienie gołębi, gubienie się w krętych uliczkach, czy podjadanie smakołyków w klimatycznych kawiarenkach. Mimo że to nie Singapur, mam wrażenie, że bawiło się równie dobrze ;)
Cieszyn, od kiedy przyjeżdżałam tu na odbywające się wiele lat temu Nowe Horyzonty, jest dla mnie magicznym miastem. Małe, kolorowe kamieniczki, kręte uliczki, uroczy rynek i ten niezwykły, przygraniczny klimat. Wracamy tu często i prawie równie często odwiedzamy przy tej okazji znajdującą się tuż za granicą Dobrą Czajownię. Żałujemy, że jest tak chłodno, bo nie możemy skorzystać z ogrodu harbaciarni, ale i tak jesteśmy wniebowzięci, bo gdy zbliżamy się do czajowni, siedzące w nosidle Maleństwo postanawia uciąć sobie codzienną drzemkę. Bez najmniejszego zakłócenia snu naszego synka udaje nam się ułożyć go wygodnie na poduszkach, a my mamy półtorej godziny żeby nacieszyć się atmosferą tego miejsca. U przemiłego Czecha zamawiamy zieloną herbatę i popijamy ją wsłuchani w sączącą się z głośników orientalną muzykę, celebrując przy tym każdą chwilę. Ze względu na Maleństwo nie bierzemy shishy, ale kupujemy dwie paczki rewelacyjnego tytoniu jabłkowego, który wykorzystamy pewnie w najbliższym czasie. Jeśli lubicie herbaty i herbaciany klimat polecam wpaść tu kiedyś przy okazji, drugiej tak dobrze pomyślanej czajowni nie znalazłam nigdzie indziej :)
Jak dojechać?
Adres czajowni to Střelniční 215/18, Czeski Cieszyn. Idąc z Polskiego Cieszyna należy przekroczyć granicę Mostem Wolności, który kończy ulicę 3 Maja (to ta schodząca w dół obok amfiteatru), a następnie iść dalej prosto przez 230m, czyli kilka minut. Czajownię znajdziecie po prawej stronie ulicy. Znajduje się w biało czerwonej kamienicy, a do wejścia trzeba zejść schodkami w dół.
Najnowsze komentarze