dziecko w podróży

Udało się!

Udało się!

Dawno nic nie pisałam, bo tym razem nie chciałam „zapeszyć”.

Ostatnie w tym roku bilety czarterowe na Mauritius należały do nas. Tych poprzednich nie dało się przebukować, ale odzyskaliśmy część pieniędzy z tego z czego się dało i na cztery dni przed wylotem zdecydowaliśmy się jeszcze raz spróbować. Tym razem Krzyś od dwóch tygodni nie chodził do przedszkola i właśnie kończył antybiotyk, a wyjazd ubezpieczyliśmy. Tak na wszelki wypadek ;)

Żeby nie było tak pięknie, po 3 godzinach lotu, z powodu awarii jednego z silników, nasz samolot zawrócono do Warszawy. Przyznam, że trochę zwątpiliśmy. Po następnych 3 godzinach lotu powrotnego czekały nas 4 godziny na lotnisku i kolejny lot, tym razem już 11 godzinny. Powiem, że było… wesoło, ale myślałam, że będzie nawet gorzej, bo wszystkie maluchy w samolocie miały już naprawdę dość. Zresztą ich rodzice i wszyscy inni również. Mały Olek, mimo troski niektórych współpasażerów o to, że okrutnie go męczymy, zniósł wszystko z uśmiechem ;) Opieka nad Krzysiem to była już bułka z masłem, bo jako już wytrawny podróżnik, był bardzo samodzielny, a my spokojnie mogliśmy skupić się na małym. Teraz śmiejemy się, że baliśmy się jak przetrwamy 11 godzinny lot! Wszystko wydłużyło się do ponad 20 godzin i też jakoś daliśmy radę, więc już żadna trasa nam nie straszna, nawet do Australii :D

Sama wyspa zaskoczyła nas ogromnie. Zdjęć mamy całe mnóstwo i już nie mogę się doczekać, żeby przygotować jakiś większy wpis. Patrząc na szarość za oknem nie mogę uwierzyć, że bajka na tej fotce jest tylko sprzed dwóch dni. Całe szczęście przywieźliśmy masę słońca ze sobą i naładowani nim niesamowicie, przesyłamy je teraz Wam :) :) :)

Polub stronę
Żeby nie schrzanić…

Żeby nie schrzanić…

Kochałam w dzieciństwie takie chwile. Może nie nad niemożliwie błękitnymi cypryjskimi wodami, ale nad Bałtykiem, czy na Mazurach. Oczywiście z rodzicami. Cały rok czekałam na te wspólne wyjazdy. W chwilach jak ta, zastanawiam się na co on będzie czekał, gdy już zacznie marzyć (a może już zaczął?), gdzie zechce się wybrać, gdy dorośnie. Może gdzieś na koniec świata, a może właśnie… nigdzie. A co jeśli uzna, że wszędzie już był, więc nic go teraz nie zaskoczy, nie ucieszy? To nasza rola, żeby zainteresować go światem, pokazać, że jest ciekawszy niż ekran smartfona, a może nawet uchronić go przez znudzeniem i zblazowaniem, które zdarza mi się obserwować u, wydawać by się mogło, najszczęśliwszych ludzi na ziemi. I gdy siedzę tak tuż za nim, przesypując w dłoniach rozgrzany słońcem piasek, nie przestaję myśleć: jak to u licha zrobić?!

Polub stronę
Dzień 3

Dzień 3

…podróżować!

Polub stronę
Przyjaźń polsko-malajska

Przyjaźń polsko-malajska

Nasz błekitnooki chłopczyk jest w Azji niemałą atrakcją. W czasie wyprawy poznaje mnóstwo ludzi, z którymi zazwyczaj pozuje do zdjęć, wymienia co najmniej kilka uśmiechów i przybija piątkę. Gdy ma lepszy dzień dostaje nawet cukierki (o zgrozo!), macha na pożegnanie łapką i mówi coś na kształt „bye, bye”. Bliższą znajomość udaje mu się w końcu nawiązać na wyspie Kecil, ze względu na to, że zatrzymujemy się tu na kilka dni. Nowy kumpel ma na imię Daniel i większość swojego życia spędza w najbardziej bajeranckim centrum nurkowym na wyspie, gdzie pracuje jego tata. Innych dzieci raczej nie widuje i początkowo jest zszokowany istnieniem istoty swoich rozmiarów. Chłopaki szybko się zaprzyjaźniają i spędzają z sobą każdą wolną chwilę. Bawią się świetnie, a przy tym niemożliwie piszczą, rechoczą, chlapią wodą i sprawdzają sobie nawzajem zawartości uszu oraz nosów. W końcu przyjaźń nie zna granic ;)

Continue Reading