Zauważyłam, że wiele otaczających mnie rodzin ma jakąś pasję, która łączy wszystkich jej członków. Co więcej, przekazywanie jej młodszym przez starszych staje się swego rodzaju tradycją. Bakcyle mogą być różne, czasem nawet dość egzotyczne: od jazdy na nartach czy górskie wędrówki, po wędkowanie, zbieranie grzybów, kiszenie ogórków, a nawet robienie nalewek (tudzież innych trunków :D ). Zresztą nie ważne – cała zabawa polega na tym, że coś robi się wspólnie i związane z tym pełne emocji przygody oraz włożone zaangażowanie łączą niezwykle mocno wszystkich członków rodziny (bez względu na to czy są zwolennikami danej pasji, czy też nie). W mojej rodzinie jednym z takich bzików jest żeglarstwo. Moi rodzice zakochali się w błękitnych jeziorach i wiejącym w żagle wietrze, już wiele lat temu. Tę miłość przekazali mi i mojej siostrze. Niemalże w każdy letni weekend żeglowaliśmy po naszym ukochanym jeziorze Żywieckim, a obowiązkowo co najmniej dwa tygodnie wakacji spędzaliśmy na Mazurach: pływając z miejsca na miejsce, szwędając się po lesie i siedząc z gitarą przy ognisku, podziwiając letnie, rozgwieżdżone niebo. Myślę, że w bardzo dużym stopniu ukształtowało to moją osobowość, co przejawia się szczególnie w zamiłowaniu do włóczęgi ;) Jestem za to bardzo wdzięczna moim kochanym rodzicom. I cóż, wygląda na to, że teraz nasza kolej.
Polub stronę
Najnowsze komentarze