Wakacyjny road trip po Beskidach

Wakacyjny road trip po Beskidach

Nasz główny, wakacyjny wyjazd już za nami, ale nie martwimy się tym wcale, bo przecież mieszkamy w Beskidach i wystarczy, że wsiądziemy w samochód, a już po chwili jesteśmy w jakimś pięknym miejscu czy nawet na górskim szlaku!

W ostatni weekend odwiedziliśmy okoliczne miejscowości: Wisłę, Lipową i Koniaków. Lato, kiedy dzień jest długi, jest idealnym czasem na takie wycieczki. Uwielbiam, gdy droga prowadzi nas sama, a my nie musimy się nigdzie spieszyć i możemy po prostu otworzyć się na to, co wokół, a przede wszystkim cieszyć się wspólnym czasem.

 

Do Wisły wracamy często. Może dlatego, że mamy do niej szczególny sentyment, bo właśnie tam wzięliśmy ślub :) Latem, góry są tu cudownie zielone, łąki pachną polnymi kwiatami, a chłód Wisły, będącej tu jeszcze niewielką rzeką, doceniamy wyjątkowo. Wybraliśmy trasę przez Przełęcz Salmopolską, a zjeżdżając z niej zboczyliśmy z głównej drogi i przejechaliśmy szutrówkami przez pola. Obawialiśmy się trochę jak chłopaki zniosą wertepy, ale niepotrzebnie, bo chłopcy, którzy zdążyli zasnąć zaraz po wyjeździe z domu, nawet się nie obudzili. Dla widoków na dolinę i okoliczne góry, warto było zaryzykować!

 

Postanowiliśmy pojechać do początku rzeki Wisły, czyli do zapory na jeziorze Czerniańskim, gdzie łączą się Biała i Czarna Wisełka oraz odwiedzić Zamek Prezydencki. Nie byłam tam od lat i muszę powiedzieć, że szczególnie drugie miejsce bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Z tarasu Zamku Dolnego, przy którym jest mała kawiarenka, rozciąga się przepiękny widok. Obok znajduje się plac zabaw, hotel dla owadów i multimedialna ławeczkę, na której można posłuchać o ptakach żyjących w Beskidach. Mimo, że była sobota, poza nami spacerowało jeszcze tylko kilka osób. Atmosfera była cudnie wakacyjna i spędziliśmy tu dużo więcej czasu niż początkowo planowaliśmy :)

 

W Lipowej najczęściej odwiedzamy Dolinę Zimnika, chociaż muszę przyznać, że potok Zimnik, nie zachęca do kąpieli, bo bez względu na porę roku, naprawdę zasługuje na swoją nazwę. Krzyś z Olkiem kochają się w nim pluskać, ale ja nie zanurzyłam się w nim jeszcze nigdy. Wejście do kolan jest moim oficjalnym rekordem :D Tym razem zrobiliśmy sobie piknik na łące i spędziliśmy czas na naszej ulubionej ostatnio plenerowej zabawie, czyli na rzucaniu do siebie samolotem, który chłopcy niedawno dostali. Zbliżał się wieczór, więc wiał delikatny wiaterek i loty udawały się idealnie. W miejscu z takim widokiem, czuliśmy się jak na prawdziwym, szybowcowym lotnisku!

 

Na Ochodzitą, w Koniakowie, wybraliśmy się na koniec dnia. Lepszej miejscówki na zachód słońca nie ma w całych Beskidach! Było turlanie się po łące, głaskanie owiec, ciepły wiatr i płonące ogniem niebo. Są takie chwile w życiu, kiedy nic więcej nam nie trzeba, dla mnie to była jedna z nich :) Do domu wróciliśmy, gdy było już zupełnie ciemno. Dzieci przenieśliśmy prosto do ich łóżeczek. Ale co z tego – w końcu są wakacje!

 

Kocham takie weekendowe wypady przed siebie. Teraz, gdy chłopcy są już więksi, naprawdę lubimy jeździć samochodem. Drogę, jeśli jest dłuższa, urozmaicamy sobie słuchaniem bajek, wymyślaniem historii, do której każdy dopowiada swoją część, a przede wszystkim rozmowami. W codziennym pośpiechu niestety często nie ma na nie odpowiedniej przestrzeni, a teraz jest czas, żeby spokojnie odpowiedzieć na setki dziecięcych pytań: skąd zbiorą się małe biedronki, jaki jest najszybszy samochód na świecie i czy kiedyś ludzie zamieszkają na Marsie…

 

Nasza rodzinka niedługo się powiększy i właśnie szukamy samochodu, który pomieści nas wszystkich, więc ucieszyliśmy się bardzo, że w ramach współpracy z Volvo Car Poland, przy okazji ostatniego wypadu, mieliśmy szansę przetestowania hybrydowego Volvo XC40 Recharge i przekonania się jak sprawdza się w naszych górskich warunkach miejski SUV. Podwyższone zawieszenie, tryb jazdy po drogach gruntowych pozwoliły nam na odkrycie nowych, mniej dostępnych miejsc. Z drugiej strony, jest pojazdem hybrydowym plug-in i ma możliwość jazdy jedynie na silniku elektrycznym do 46km, co pozwala na codziennie, miejskie użytkowanie, takie jak dojazd do pracy, podrzucenie dzieci do szkoły i zrobienie zakupów, zupełnie bezemisyjne. Nikt już chyba nie ma wątpliwości jak ważne dla naszych dzieci będzie czy my już teraz zadbamy o naszą planetę, więc taka wszechstronność to dla nas ogromny atut. Tak jak wszystkie pojazdy tej marki, jest to samochód, który szczególny nacisk kładzie na bezpieczeństwo w podróży (ma przeróżne nowoczesne systemy, takie jak pilnowanie pasa ruchu przy wyższych prędkościach, informowanie o mijanych znakach drogowych czy bardzo przydatne na parkingach przy cofaniu – reagowanie na ruch boczny), ale też na komfort jazdy, co jest wyjątkowo istotnie, kiedy jedzie się z maluchami. Zaskoczyła nas ilość dostępnych schowków i duży bagażnik, a chłopaki najbardziej docenili możliwość włączenia klimatyzacji z tyłu (nasz obecny samochód nie ma niestety takiej opcji), co przy obecnych upałach jest na wagę złota. Spodobał nam się również nowoczesny (skandynawski, więc nie mógł się nie spodobać! :D) design i zastosowanie ekologicznych materiałów – wykładzina wnętrza wykonana jest w całości z tworzyw sztucznych uzyskanych z recyklingu! Coraz więcej osób odkrywa jak ważny jest w naszym życiu kontakt z naturą, więc myślę, że to właśnie kwestie dbałości o środowisko będą coraz bardziej decydowały o tym, jak żyjemy i jakie samochody będziemy wybierać.

 

Cudowny weekend za nami, a przed nami jeszcze ogromna część wakacji, więc już myślę o kolejnych, choćby tylko popołudniowych wycieczkach. Czasem wystarczy tylko kilka godzin, żeby naładować baterie, a to tak bardzo potrzebne. I wcale nie trzeba szukać daleko, żeby było pięknie! :)

 

Polub stronę
9 powodów, dla których warto wybrać się kamperem do Szwecji

9 powodów, dla których warto wybrać się kamperem do Szwecji

Podróż do Szwecji marzyła nam się już od dawna. Szczególnie w okresie letnim, bo czy może być coś bardziej wakacyjnego niż błękitne jeziora, otoczone pełnymi jagód, pachnącymi lasami, bezkresne, kwieciste łąki i dzikie, nadmorskie plaże? No i kto nie chciałby w końcu zobaczyć krainy dzieciństwa, skąd pochodzą Pipi i Dzieci z Bullerbyn! Bardzo pragnęliśmy zabrać tam naszych chłopaków. W związku z pandemią, sytuacja w ostatnim czasie zmienia się dynamicznie, więc bacznie śledziliśmy informacje dotyczące możliwości wyjazdu, a gdy tylko okazało się, że naprawdę jest szansa wybrać się tam w tym roku, nie zastanawialiśmy się długo.

Pierwszą moją myślą było – jeśli Skandynawia to tylko kamperem! Nie było łatwo z wypożyczeniem – o rezerwacji trzeba myśleć na kilka miesięcy przed wyjazdem, więc cieszę się ogromnie, że się udało, bo nie mogę sobie wyobrazić lepszego środka transportu po Szwecji. I rzeczywiście, ten wyjazd okazał się strzałem w dziesiątkę, już Wam piszę dlaczego!

 

1. Doskonała infrastruktura

W Szwecji znajdziecie całą masę parkingów oraz fantastycznych kempingów, które zapewniają wszystko, co jest potrzebne do caravaningowych podróży.  Kempingi znajdują się często w przepięknych miejscach, mają masę udogodnień (mnie najbardziej zaskoczyło jak bardzo czyste i zadbane były łazienki i kuchnie!) i oczywiście oferują różne atrakcje dla dzieci – najczęściej są to cudownie przemyślane, typowo skandynawskie place zabaw, ale też mini golf, kina plenerowe czy nawet baseny. Chociaż powiem Wam szczerze, że dla naszych chłopaków kemping sam w sobie był już ogromną atrakcją :)

 

2. Możliwość spania na dziko

Absolutnie jeden z największych plusów w Skandynawii. Ogromnie brakowało nam takiej opcji w czasie zeszłorocznego wyjazdu do Słowenii i Chorwacji. Dziki kemping daje niesamowitą swobodę, której smaku nie da się porównać z niczym innym. Miejsca, do których można trafić są bajkowe, a co najbardziej w nich cieszy to cisza i możliwość naprawdę bliskiego kontaktu z naturą. Do wyszukiwania takich miejscówek korzystaliśmy z aplikacji: park4night.

 

3. Bliskość natury

Jeśli kochasz o poranku otworzyć okno i poczuć zapach morza, a kawę pić, słuchając ptaków w lesie, siedząc nad samym brzegiem jeziora, Szwecja jest kierunkiem dla Ciebie! Przyrodniczo ten kraj absolutnie mnie zachwyca. Widoki, które oferuje są przepiękne i łatwo dostępne. Tu zdjęcia powiedzą dużo więcej niż ja :)

 

4. Przeprawa promem

Możliwość skrócenia drogi, a przede wszystkim zasypiania jeszcze w Polsce i obudzenia się już w Szwecji, żeby tam rozpocząć nowy dzień – nieoceniona! Popłynęliśmy promem Stena Line. Wszyscy po raz pierwszy mieliśmy okazję doświadczenia tego typu podróży i przygoda była niesamowita! Rejs rozpoczynał się o 21 z Gdyni, a kończył w Karlskronie o 7:30. Żałowaliśmy, że nie trwał choć trochę dłużej, bo było tyle atrakcji, że nie zdążyliśmy się wszystkim nacieszyć! Dzieci miały dla siebie salę zabaw, wieczorne kino i salon z grami, a dla dorosłych była nawet strefa SPA! Nie musieliśmy zabierać ze sobą wiele, bo w kabinie czekały na nas ręczniki, a posiłki dostępne były w barze i restauracji. Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia jak wiele udogodnień posiada taki prom. Dla naszych chłopaków cały rejs (a szczególnie obserwowanie wyjścia oraz wejścia do portu!) był ogromną frajdą. Ja natomiast długo będę pamiętać nocny spacer po pokładzie pod gwiazdami i pobudkę z widokiem na morze, ach! Warto też wspomnieć, że przy obecnych komplikacjach z testowaniem i przekraczaniem granic, takie bezpośrednie połączenie wiele nam ułatwiło.

 

5.  Wyprawy kamperowe to często wyprawy z rowerami

Szwecja jest naprawdę świetnie przygotowana dla rowerzystów. Znajdziecie tu masę dróg i ścieżek, które biegną przez przepiękne rejony, a ich długość i poziom trudności, bez problemu możecie dopasować do siebie. My wyszukiwaliśmy je na mapach, dostępnych w centrach turystycznych lub w aplikacjach AllTrails oraz Mapy.cz.

 

6. Kiedy południową Europę zalewa fala upałów, w Skandynawii pogoda jest idealna!

Rok temu, gdy zwiedzaliśmy kamperem Chorwację, upały naprawdę dały nam popalić. Teraz bałam się, że będzie deszczowo, ale zupełnie niepotrzebnie! W ciągu dziewięciu dni, trafiły się dwa deszczowe popołudnia (kamper zawsze pozwala zmienić plan i pojechać tam, gdzie akurat świeci słońce!), poza tym pogoda i temperatura były letnie (zazwyczaj w okolicach 24 stopni) – doskonałe na krótkie spodenki czy strój kąpielowy, a uwierzcie mi, że dla kobiety w ósmym miesiącu ciąży, to ogromnie ważne! :D

 

7. Ceny w Szwecji nie są niskie, nie oszukujmy się, ale do kampera możesz zabrać wszystko!

I my tak właśnie zrobiliśmy :) Wyprawy kamperowe są o tyle fajne, że jest możliwość zrobienia zakupów jeszcze w Polsce, a Szwecja oferuje masę, często nawet przydrożnych, miejscówek, gdzie spokojnie można przygotować posiłek i cieszyć się nim w jakimś pięknym miejscu. Kto nie miałby ochoty na obiad z takim widoczkiem? :)

 

8. Baaaardzo długi dzień

Latem w Szwecji, nawet na jej południu, słońce zachodzi tylko na kilka godzin i do tego dość późno. W czasie naszego wyjazdu zachód był po 22, a prawie do 23 niebo nadal było jasne, wiec z dnia korzystaliśmy naprawdę bardzo długo. Lampek do rowerów i latarek nawet nie zabieraliśmy! Zupełnie by się nam nie przydały.

 

9. Szwecja to przepiękny i różnorodny kraj

Znajdziecie tu dziką przyrodę – jeziora, lasy, łąki, morskie wybrzeże, ale i wielkie, nowoczesne miasta, a przede wszystkim wszechobecny skandynawski klimat. My zakochaliśmy się totalnie.

 

Moim zdaniem, szczególnie w okresie pandemii, kamper jest idealnym i przede wszystkim bezpiecznym pomysłem na podróż, a Szwecja to kraj wprost stworzony do kamperowych wypraw, więc ten wyjazd po prostu musiał się udać :)

Przed podróżą pamiętajcie, żeby sprawdzić aktualne warunki wjazdu do Szwecji i powrotu do Polski! My na bieżąco śledziliśmy je TU oraz TU.

 

Polub stronę
W poszukiwaniu zimy

W poszukiwaniu zimy

Za nami wyjątkowy wyjazd. Krzyś z Olkiem to już nie maluchy, więc chociaż kochamy przede wszystkim cieplejsze zakątki Ziemi, w tym roku postanowiliśmy wyjść nieco z naszej strefy komfortu i wyruszyć za Koło Podbiegunowe :) Pojechaliśmy szukać zorzy, reniferów, a przede wszystkim prawdziwej zimy, której niestety nie zaznaliśmy zbyt wiele w tym roku. I udało się! Norweskie Tromso ugościło nas niesamowicie, a to, czego tam doświadczyliśmy, przerosło nasze oczekiwania. Ale po kolei – dziś będzie wyjątkowo praktycznie!

 

TRANSPORT

Z południa Polski dostaliśmy się pociągiem Pendolino do Gdańska (przedziały rodzinne to naprawdę świetna rzecz), a potem liniami Wizz Air prosto do Tromso. Ceny biletów są  bardzo atrakcyjne (w przeciwieństwie do cen na miejscu – jeśli się wybierzecie, polecam zabrać jak najwięcej jedzenia z Polski ;)). W Norwegii wypożyczyliśmy samochód. Bez niego nie wyobrażam sobie tego wyjazdu, tym bardziej, że mieliśmy mało czasu i dzieciaki na pokładzie.

 

NOCLEG

Znaleźliśmy go TU. Ten domek był  bez wątpienia jedną z najmocniejszych stron naszej wycieczki. Pięknie położony, z kominkiem, który nie tylko ogrzewał, ale też tworzył cudowny klimat w czasie wieczornego oczekiwania na zorzę. I właśnie! Najważniejsze to widok – z okna salonu można było obserwować, gdy pojawiała się zorza :D Domek w okresie letnim jest zamieszkiwany przez rodzinę, dlatego jest super wyposażony i mieliśmy tam dosłownie wszystko (łącznie z ekspresem do kawy, zabawkami dla dzieci, sankami, czołówkami i suszarką do butów!). Powiem szczerze, nie były to żadne luksusy, ale czuliśmy się tam świetnie i naprawdę mogę go polecić :)

 

NAJWIĘKSZE ZACHWYTY

Tromso Arctic Reindeer – to niesamowite miejsce, w którym Saamowie (my kojarzymy ich bardziej jako Lapończyków, ale część Saamów nie utożsamia się z tym określeniem) opiekują się reniferami, przychodzącymi do nich na okres zimowy. Kilkusetletnia kultura Saamów, o której mieliśmy okazję posłuchać przy ognisku w namiocie, ich śpiewy, podejście do zwierząt i cała atmosfera, zrobiły na nas ogromne wrażenie. Niesamowitym przeżyciem było przebywanie wśród dzikich reniferów, możliwość ich karmienia, i obserwowania. I dla chłopaków i dla nas – totalna magia!

 

Zorza. Polowaliśmy na nią bardzo zawzięcie, ale chociaż pojawiała się codziennie, to niestety zakrywały ją chmury. Gdy ostatniego wieczoru, niebo rozjaśniło się na godzinę i w końcu mogliśmy ją lepiej zobaczyć, radość była nie do opisania. Zorza hipnotyzowała i moglibyśmy tak stać i patrzeć na nią godzinami. Ale powiem Wam coś, o czym może wiecie, ale czego ja nie byłam wcześniej świadoma – na zdjęciach widzicie to, co widzi aparat, przy ponad dwudziestosekundowym czasie naświetlania! (Magia fotografii! ;) Jestem pewna, że tak powstaje ogromna większość zdjęć, które oglądamy) Zorza, którą my obserwowaliśmy, była jasna, raczej biała albo tylko delikatnie zielona. Oczywiście zdarzają się bardzo intensywne, dobrze widoczne i kolorowe zorze, ale tej zimy podobno było ich w Tromso jedynie kilka. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak piękne musiały wtedy być, bo choć nasza należała do tych słabszych, to magia tamtej chwili była niesamowita i cieszyliśmy się jak wariaty :D

Mapę miejsc, gdzie warto wybrać się w Tromso na obserwowanie zorzy, znajdziecie TU.

 

Prawdziwa zima. To było bez wątpienia to, na co najbardziej czekali Olek z Krzysiem. Zaraz po przebudzeniu chcieli biec na śnieg, a gdy my, po zachodzie słońca, mieliśmy już dość, oni wychodzili znów, żeby nie stracić czasem żadnej możliwości wytarzania się, zjeżdżania na sankach i okładania się wzajemnie śnieżkami.

 

Fiordy – wybraliśmy się na Skulsfjord i Ersfjord. Morze, góry i małe skupiska domków wśród nich, a na drodze dzikie renifery. Może fajnie by było tu zamieszkać? :)

 

Fjellheisen – kolej linowa, prowadząca na górę Fløya, z której rozpościera się niesamowity widok na Tromso. Niestety, w czasie naszej wycieczki wiatr był tak silny, że kolejkę zamknięto, a my udaliśmy się na górę pieszo. Da się, choć przyznam, że mi z Olkiem łatwo nie było. Nasz sześciolatek wszedł za to bez problemu, a widoki po drodze naprawdę zapierały dech w piersiach.

 

Poza tym polecamy jeszcze odwiedzić Polarię – akwarium (i muzeum) polarne. Foki, rybki i dużo informacji na temat zmian klimatycznych, zanieczyszczenia oraz tego, co możemy z tym zrobić. W niedzielę jest osobny wykład dla dzieci, kiedy maluchy mogą popytać i podotykać różnych żyjątek. Nasze były zachwycone.

 

PORADY CIOCI KASI ;)

Zabierzcie termos, przyda się w czasie czekania na zorzę.

Dla dzieciaków (dla nas w sumie też) super sprawdziły się stuptuty. Gdy śnieg sięgał do pasa, w butach nadał było sucho i mogliśmy spokojnie realizować nasze plany przez cały dzień.

Momentami przydawały się też raczki na buty.

My zabraliśmy zbyt dużo ciepłych, a zbyt mało średniej grubości ubrań. Nastawiałam się na wielkie mrozy, a temperatura była w okolicach zera i powyżej. Jednego dnia mieliśmy nawet 3 stopnie i deszcz! Oczywiście mogło być inaczej i na pewno warto zabrać ciepłe ciuchy, szczególnie na oczekiwanie na zorzę, ale ja przesadziłam i zabrakło mi trochę lżejszych ubrań.

Jeśli chcecie zrobić zdjęcia zorzy – koniecznie statyw!

Polub stronę
Wracamy do Tangalle

Wracamy do Tangalle

Podczas gdy w Polsce zaczęła się jesienna szaruga, my wyruszyliśmy szukać słońca w cieplejsze rejony naszej planety i choć tyle jeszcze ciekawych miejsc do odkrycia, zdecydowaliśmy się wrócić na Sri Lankę. Dlaczego? Nigdy wcześniej nie wracaliśmy przecież nigdzie. Ale skoro człowiek wie, że jest gdzieś szczęśliwy i znajduje tam wszystko, czego mu trzeba, to właściwie czemu miałby nie wracać?  :)

Continue Reading

Ruszamy na północ!

Ruszamy na północ!

Niedawno wróciliśmy z naszego wakacyjnego wyjazdu. Tym razem zdecydowaliśmy się zmienić kierunek i udaliśmy się na północ, jadąc przez Polskę, Litwę i Łotwę do Estonii. Nie było palm tam i ciepłego oceanu, za to był las, bajeczne jeziorka, łąki, mostki, śliczne, drewniane domki i lodowaty Bałtyk z jego wieloma, zupełnie nieznanymi nam wcześniej, obliczami.

Continue Reading

Pierwsza wyprawa do Azji we czwórkę

Pierwsza wyprawa do Azji we czwórkę

W ostatnie wakacje odwiedziliśmy słoneczną Sri Lankę. Uwielbiamy wyspy, a ponieważ wiele osób polecało nam właśnie Cejlon, wybór nie mógł być inny. Ten malutki kraj zachwycił nas różnorodnością krajobrazów, niesamowitymi (i najczęściej pustymi!) plażami, serdecznością ludzi i pełnymi słońca owocami, które smakowaliśmy każdego dnia, zazwyczaj już od samego rana. Cały wyjazd nie był jednak bajką, bo… sporo chorowaliśmy. Po raz pierwszy tak wiele. Problemy związane z nową florą bakteryjną dopadły nas już pierwszego dnia i chociaż wszystko było świeże i pyszne, przez pierwsze półtorej tygodnia nie było dnia, żeby cała nasza czwórka była zdrowa. Spotkaliśmy się za to z ogromną serdecznością ze strony Lankijczyków, którzy byli  niesamowicie wyrozumiali i pomocni (woda z kokosa zawsze najlepsza przy tego typu problemach!). A co zaskoczyło nas najbardziej – wypisane przez lekarza leki, dostaliśmy w aptece za darmo. Mamy nauczkę na przyszłość, żeby przyjąć jednak szczepionkę wspomagającą układ pokarmowy. Tym razem dostał ją tylko Piotrek i jako jedyny był zdrowy przez cały wyjazd. Przed kolejną wyprawą do Azji, na pewno zainwestujemy w nią wszyscy…

Continue Reading

Nasz Mały Książę

Nasz Mały Książę

Czas mija, dzieci rosną. Za nami kolejne lato, kolejne podróże i kolejne tysiące zdjęć, które piętrzą się na dysku. Dziś choć jedno, na pożegnanie tych jesiennie słonecznych dni :)

Małe święto

Małe święto

Mam wrażenie, że życie mamy to ciągłe rozdzieranie każdej godziny na dwie, albo i na trzy, jeśli tylko się uda. Bo wieczne trzeba gdzieś zdążyć, coś znaleźć, coś zetrzeć, ugotować, kogoś przewinąć, przytulić, wytrzeć zasmarkany nos, przykleić plasterek, a jednocześnie też rozwijać się, spełniać marzenia, spłacać kredyt, no i jeszcze jakoś możliwie wyglądać. Za dużo tego czasem dla mnie. Nie chcę tego okresu przebiec w amoku, „jakoś przetrwać”, czy przeczekać. Przecież życie jest już, tu i teraz, wcale nie czekając na na moją wymarzoną pracę, skończony remont czy spłacony kredyt.

Życzę Wam Kochane Mamy, żeby każdy Wasz dzień mógł być choć przez chwilę małym świętem, a nie jedynie przetrwaniem, bo sama wiem, że i takie momenty się zdarzają. Żebyście odnalazły radość w swoim tu i teraz, olały to, co w ostatecznym rozrachunku nie liczy się w ogóle, a jak najczęściej mogły pozwolić sobie na luksus marnowania czasu z tymi, których kochacie najbardziej. Z całym tym bajzlem dookoła, tak po prostu. (albo i nie z bajzlem, w końcu przecież można go zostawić w domu i iść na lody, prawda? )

Pięknego Dnia Mamy! :)

Jak zorganizować wyjazd na Mauritius

Jak zorganizować wyjazd na Mauritius

Początkiem tego roku, przytłoczeni zimnem, deszczem i kolejnymi chorobami, polecieliśmy szukać słońca do Afryki. To była nasza pierwsza wyprawa na ten kontynent, a do tego pierwsza z dwójką dzieci (mały Olek miał wtedy pół roku), więc wybór miejsca nie był przypadkowy. Na Mauritius zdecydowaliśmy się, kierując się przede wszystkim tym, że jest to kraj pod wieloma względami bezpieczny, praktycznie nie ma tam malarii, ani innych tropikalnych chorób, a co za tym idzie, nie obowiązują nas żadne szczepienia. Są tam natomiast rajskie plaże, turkusowa woda, zielone dżungle, indyjskie świątynki i cudowne jedzenie. A to, co w ogóle zwróciło naszą uwagę na tę wyspę, to fakt pojawienia się, chyba po raz pierwszy, bezpośrednich lotów na Mauritius z Polski i co więcej, były to loty w przystępnej cenie. Ale po kolei.

Continue Reading

Niech żyją wakacje!

Niech żyją wakacje!

Nasz ostatni wyjazd znowu na południe. Tym razem nie wyszliśmy poza wakacyjne trendy i tak jak chyba większość mieszkańców naszego pięknego kraju (a przynajmniej takie mieliśmy wrażenie ;) ), odwiedziliśmy Chorwację i kilka innych miejsc, po drodze do niej.

Po raz kolejny daliśmy się zachwycić. Oczywiście, że były upały. I tłumy. I wysokie ceny. Ale… może dlatego, że dzieciaki są takie małe i podróż z nimi ma zupełnie inny wymiar, było magicznie. Pięknie, upalnie, wakacyjnie i magicznie. Były kamienne uliczki, turkusowa woda, soczysta zieleń i chłodne jeziorka. Były lody jedzone kilogramami, małe stópki, stąpające po historycznych miastach, spanie pod namiotem, zbieranie szyszek i siedzenie w wodzie tak długo, aż usta zrobiły się zupełnie fioletowe, a lodowate rączki nie mogły już dłużej budować z kamieni przybrzeżnych tam i jeziorek. Była też masa uśmiechów, pisków radości przy chlapaniu wodą, zaskoczonych spojrzeń, gdy padają ciekawskie pytania i chwile wzruszeń, gdy mogliśmy obserwować budującą się relację naszych maluchów, które wśród wybuchów śmiechu, próbują rozbawić siebie nawzajem.

I chociaż nie zabrakło też cięższych chwil, było wyjątkowo :)

Continue Reading