plaża

Wracamy do Tangalle

Wracamy do Tangalle

Podczas gdy w Polsce zaczęła się jesienna szaruga, my wyruszyliśmy szukać słońca w cieplejsze rejony naszej planety i choć tyle jeszcze ciekawych miejsc do odkrycia, zdecydowaliśmy się wrócić na Sri Lankę. Dlaczego? Nigdy wcześniej nie wracaliśmy przecież nigdzie. Ale skoro człowiek wie, że jest gdzieś szczęśliwy i znajduje tam wszystko, czego mu trzeba, to właściwie czemu miałby nie wracać?  :)

Continue Reading

Polub stronę
Pierwsza wyprawa do Azji we czwórkę

Pierwsza wyprawa do Azji we czwórkę

W ostatnie wakacje odwiedziliśmy słoneczną Sri Lankę. Uwielbiamy wyspy, a ponieważ wiele osób polecało nam właśnie Cejlon, wybór nie mógł być inny. Ten malutki kraj zachwycił nas różnorodnością krajobrazów, niesamowitymi (i najczęściej pustymi!) plażami, serdecznością ludzi i pełnymi słońca owocami, które smakowaliśmy każdego dnia, zazwyczaj już od samego rana. Cały wyjazd nie był jednak bajką, bo… sporo chorowaliśmy. Po raz pierwszy tak wiele. Problemy związane z nową florą bakteryjną dopadły nas już pierwszego dnia i chociaż wszystko było świeże i pyszne, przez pierwsze półtorej tygodnia nie było dnia, żeby cała nasza czwórka była zdrowa. Spotkaliśmy się za to z ogromną serdecznością ze strony Lankijczyków, którzy byli  niesamowicie wyrozumiali i pomocni (woda z kokosa zawsze najlepsza przy tego typu problemach!). A co zaskoczyło nas najbardziej – wypisane przez lekarza leki, dostaliśmy w aptece za darmo. Mamy nauczkę na przyszłość, żeby przyjąć jednak szczepionkę wspomagającą układ pokarmowy. Tym razem dostał ją tylko Piotrek i jako jedyny był zdrowy przez cały wyjazd. Przed kolejną wyprawą do Azji, na pewno zainwestujemy w nią wszyscy…

Continue Reading

Polub stronę
Jak zorganizować wyjazd na Mauritius

Jak zorganizować wyjazd na Mauritius

Początkiem tego roku, przytłoczeni zimnem, deszczem i kolejnymi chorobami, polecieliśmy szukać słońca do Afryki. To była nasza pierwsza wyprawa na ten kontynent, a do tego pierwsza z dwójką dzieci (mały Olek miał wtedy pół roku), więc wybór miejsca nie był przypadkowy. Na Mauritius zdecydowaliśmy się, kierując się przede wszystkim tym, że jest to kraj pod wieloma względami bezpieczny, praktycznie nie ma tam malarii, ani innych tropikalnych chorób, a co za tym idzie, nie obowiązują nas żadne szczepienia. Są tam natomiast rajskie plaże, turkusowa woda, zielone dżungle, indyjskie świątynki i cudowne jedzenie. A to, co w ogóle zwróciło naszą uwagę na tę wyspę, to fakt pojawienia się, chyba po raz pierwszy, bezpośrednich lotów na Mauritius z Polski i co więcej, były to loty w przystępnej cenie. Ale po kolei.

Continue Reading

Polub stronę
Nasza mało afrykańska przygoda

Nasza mało afrykańska przygoda

Mauritius to bajka i to bajka szalenie zaskakująca. Lecieliśmy do Afryki, a wylądowaliśmy w Indiach. A właściwie w ich bogatszej wersji. Prawie 70 procent mieszkańców wyspy ma indyjskie korzenie i mimo że ich przodkowie przybyli tu kilka pokoleń temu, wiele kobiet nadal nosi tradycyjne indyjskie stroje, co rusz spotyka się hinduskie świątynie czy kapliczki, budynki wyglądają typowo indyjsko, a restauracje nie tylko serwują indyjskie specjały, ale i często umilają czas klientom bollywodzkimi hitami. Nam nie przeszkadza to zupełnie, bo Indie są nam bardzo bliskie (nie mówiąc już o miłości do indyjskiej kuchni!), a w odróżnieniu od nich, nie ma tu tłumów. Co więcej, nie ma też naganiaczy, namawiaczy i naciągaczy, a jeżeli ktoś zdecyduje się nam jednak coś zaoferować to na „nie, dziękuję” odpowiada „jasne, miłego dnia zatem” i posyła nam uśmiech.

Continue Reading

Udało się!

Udało się!

Dawno nic nie pisałam, bo tym razem nie chciałam „zapeszyć”.

Ostatnie w tym roku bilety czarterowe na Mauritius należały do nas. Tych poprzednich nie dało się przebukować, ale odzyskaliśmy część pieniędzy z tego z czego się dało i na cztery dni przed wylotem zdecydowaliśmy się jeszcze raz spróbować. Tym razem Krzyś od dwóch tygodni nie chodził do przedszkola i właśnie kończył antybiotyk, a wyjazd ubezpieczyliśmy. Tak na wszelki wypadek ;)

Żeby nie było tak pięknie, po 3 godzinach lotu, z powodu awarii jednego z silników, nasz samolot zawrócono do Warszawy. Przyznam, że trochę zwątpiliśmy. Po następnych 3 godzinach lotu powrotnego czekały nas 4 godziny na lotnisku i kolejny lot, tym razem już 11 godzinny. Powiem, że było… wesoło, ale myślałam, że będzie nawet gorzej, bo wszystkie maluchy w samolocie miały już naprawdę dość. Zresztą ich rodzice i wszyscy inni również. Mały Olek, mimo troski niektórych współpasażerów o to, że okrutnie go męczymy, zniósł wszystko z uśmiechem ;) Opieka nad Krzysiem to była już bułka z masłem, bo jako już wytrawny podróżnik, był bardzo samodzielny, a my spokojnie mogliśmy skupić się na małym. Teraz śmiejemy się, że baliśmy się jak przetrwamy 11 godzinny lot! Wszystko wydłużyło się do ponad 20 godzin i też jakoś daliśmy radę, więc już żadna trasa nam nie straszna, nawet do Australii :D

Sama wyspa zaskoczyła nas ogromnie. Zdjęć mamy całe mnóstwo i już nie mogę się doczekać, żeby przygotować jakiś większy wpis. Patrząc na szarość za oknem nie mogę uwierzyć, że bajka na tej fotce jest tylko sprzed dwóch dni. Całe szczęście przywieźliśmy masę słońca ze sobą i naładowani nim niesamowicie, przesyłamy je teraz Wam :) :) :)

Rovinj

Rovinj

Do Rovinj wybraliśmy się przypadkowo, ze względu na konferencję Piotrka. Nie mam pojęcia dlaczego nie byliśmy tam wcześniej. Mieszkamy na południu Polski i przejazd tam zajął nam dziesięć godzin, podczas gdy nad Bałtyk jedziemy około ośmiu. Miasteczko okazało się być prześliczne, a ze względu na to, że jest niewielkie i położone nad morzem, po prostu idealne na taki kilkudniowy wypad. Całe szczęście zdążyliśmy jeszcze przed sezonem turystycznym, więc mogliśmy spokojnie włóczyć się sennymi, kamiennymi uliczkami i być jednymi z nielicznych gości małych restauracyjek czy kawiarenek.

Continue Reading

Trampki

Trampki

Wirus podróżowania infekuje mózg, zmieniając go w sobie tylko wiadomy sposób, a z jednym z objawów jego działania jest to, że znoszone trampki, gdzieś tam, na krańcu świata chyba nigdy nie przestaną mnie rozczulać. To właśnie one są dla mnie symbolem nieograniczonych możliwości. W takich łapałam stopa na Alasce, chodziłam po Chińskim Murze i zdobyłam swój pierwszy 5-tysięcznik, więc nie zamieniłabym ich na najpiękniejsze szpilki, wkładane nawet na najbardziej topowe, celebryckie imprezy :)

Protaras, ostatnie chwile na Cyprze

Protaras, ostatnie chwile na Cyprze

Ostatnie dwa dni naszego cypryjskiego wypadu spędziliśmy w Protaras, które jest  jednym z głównych miejsc docelowych dla klientów polskich, i nie tylko, biur podróży. Od razu powiem, że nie jest to miejsce dla backpackersów czy poszukiwaczy przygód. Wybrzeże jest praktycznie całkowicie zabudowane betonowymi osiedlami hoteli i restauracji, ale na szczęście całkiem przyzwoitych architektonicznie i z zachowaniem sensownej odległości od morza, więc nie psuje to przyjemności korzystania z tego w Protaras najlepsze, czyli z fantastycznych plaż i zatoczek. W okolicy na pewno warto wybrać się do Parku Narodowego Cape Greco, który jest odległy od centrum jakieś 10 minut drogi samochodem.  Park znajduje się na półwyspie, gdzie można tam połazić między prześlicznymi, kamienistymi zatoczkami, pooglądać nadmorskie jaskinie, a co najlepsze, dotknąć kawałka niezalanego jeszcze betonem cypryjskiego wybrzeża.

Continue Reading

Skała Afrodyty

Skała Afrodyty

Dla niektórych przereklamowane, ale dla mnie, mimo wszystko, jednak jedno z najpiękniejszych miejsc na Cyprze, choć niestety jednocześnie na pewno najbardziej turystyczne. Jedyne zresztą, gdzie momentami otaczały nas tłumy ludzi. Przywiezieni wycieczkowymi autobusami, sporymi grupami przechadzali się po wybrzeżu, żeby zrobić zdjęcia i choć chwilę ucieszyć się widokiem, a potem jechali dalej, robiąc miejsce kolejnym. Nie dziwi mnie to zresztą wcale, bo sceneria jest wyjątkowa, a od Pafos odległa o jedyne 20 minut jazdy samochodem.

Continue Reading

Półwysep Akamas

Półwysep Akamas

Bardzo szybko po przylocie do Pafos zorientowaliśmy się, że to nie jest jedno z tych miast, które jakkolwiek nas zachwyca. Miejsce mało autentyczne, bardzo turystyczne, z masą hoteli, restauracji, deptaków, a co gorsza, z szarymi, wyglądającymi jakby były w trakcie remontu, plażami. Już po pierwszym wieczorze postanowiliśmy poszukać czegoś bardziej wartego uwagi i następnego dnia wybraliśmy się na, odległy o niecałe 50 km, Półwysep Akamas. Ten wypad uświadomił nam jak niewielką wyspą jest Cypr, choć przejechanie tak niedługiego w sumie dystansu, ze względu na wąskie drogi, wiodące w większości przez górki i wioski, zajęło nam prawie półtorej godziny! Zresztą, poza kwestią dróg, widać było, że Cypryjczycy, raczej rajdowcami nie są, więc zrelaksowaliśmy się i dostosowaliśmy do lokalnych prędkości.

Continue Reading