Nie da się ukryć, że w Londynie masę czasu spędziliśmy w tamtejszych parkach (których wybór zresztą jest ogromny!) i na znajdujących się w nich placach zabaw. W końcu, nawet podróżując, musimy brać pod uwagę potrzeby wszystkich członków naszej rodziny (a szczególnie tych, którzy głośno się o to upominają ;) ). Nie spiesząc się nigdzie, ku uciesze Maleństwa, przesiadywaliśmy zatem leniwe godziny, gawędząc sobie w otoczeniu zieleni i karmiąc prawie że oswojone wiewiórki. Taka właśnie jest nasza nowa jakość podróżowania: bez pośpiechu, bez presji, ale za to z dużą dawką uśmiechów, rozmów i refleksji. Można by nawet hipsterko nazwać ją terminem slow travelling (tym bardziej, gdy delektując się wiosennym słońcem, popija się jednocześnie sprzedawaną tuż za rogiem pachnąca latte :D ).
Polub stronę
Najnowsze komentarze