W ostatni ciepły weekend poprzedniego roku (a to wcale nie tak dawno, bo niecały miesiąc temu!) uznaliśmy, że dojrzeliśmy już do tego, żeby wybrać się w końcu gdzieś we czwórkę i pojechaliśmy w Tatry. Plany nie były specjalnie ambitne, ale nas zupełnie satysfakcjonowały. Z maluchami przeszliśmy przez Dolinę Strążyską, docierając do wodospadu Siklawica oraz wspięliśmy się przez Kalatówki na Halę Kondratową. Starszy Misiaczek dzielnie sam pokonał większość tras, a młodszy teleportował się z miejsca na miejsce, śpiąc słodko w chuście. Odwiedziliśmy też termy (zdecydowaliśmy, że maluszek nie będzie moczył się z nami, więc czas spędzał relaksując się na leżaczku i był z tego niesamowicie zadowolony).
Jak radziliśmy sobie we czwórkę? Całkiem nieźle, chociaż mnie przede wszystkim przerosła ilość bagażu. Zapakowani byliśmy, prawie że do granic możliwości naszego samochodu, a i tak pewnych rzeczy zabrakło.
Najnowsze komentarze