Pierwszy wypad bez Maleństwa, ale nie bez dziecka
W Paryżu mieliśmy zaszaleć we dwoje, a wyszło jak zwykle ;) Całonocne imprezy, nowe smaki, śmierdzące sery, a przede wszystkim fantastyczne francuskie wina okazały się być atrakcjami raczej niedostępnymi dla mnie, a to za sprawą tego, że już za kilka miesięcy na naszej waniliowej wyspie pojawi się nowy mieszkaniec. Mały, być może też złotowłosy, chłopczyk. W związku z tym, podejrzewam, że kolejny wypad, w okrojonym jedynie do naszej dwójki składzie, za jakieś plus minus 5 lat (a i to bardzo optymistyczna wersja, zakładająca ogromne wsparcie bardzo litościwych i pełnych sił dziadków).
W tej sytuacji, z czasu prawie we dwoje cieszyliśmy się tym bardziej. Staraliśmy się wycisnąć z każdej chwili co tylko się dało, ale z tego co Paryż nam oferował, wybraliśmy to co było mi dostępne, czyli głównie długie spacery. Włóczenie się po większych i mniejszych uliczkach, przesiadywanie nad Sekwaną, czy delektowanie się słońcem na prawie już zielonej trawie to w końcu też frajda. Poświęcając się tego typu rozrywkom chłonęliśmy fantastyczny klimat, który tworzą budynki z uroczymi okiennicami i balkonami, tajemnicze bramy, barwne wystawy sklepików, przepełnione ludźmi restauracyjki, a zwłaszcza sami paryżanie, którzy wydali nam się odrobinę zmęczeni, a jednocześnie bardzo wyluzowani, gawędząc bez pośpiechu z przyjaciółmi przy winie, kawie czy choćby wodzie.
Wiem, że część osób odbiera to miasto zupełnie inaczej i jest ono dla nich pod wieloma względami rozczarowujące. Całe szczęście my do nich nie należymy i tak sobie myślę, że fajnie byłoby jeszcze kiedyś tu wrócić i odkrywać Paryż z jego zupełnie innej strony – tym razem już we czwórkę :)
88 komentarzy