Kyrenia
Po dość długim namyśle, postanowiliśmy wybrać się też na północną, podległą Turcji, część Cypru. O ile darzę Turcję i jej mieszkańców bardzo ciepłymi uczuciami, to jednak czuliśmy się nie do końca fajnie, mając świadomość, że północna część wyspy ma podobną historię jak obecnie Krym. Nie mieściło nam się w głowach, gdy Cypryjczycy pytani o przekraczanie granicy z Turcją i możliwości poruszania się po północnej części wyspy, odpowiadali, że mimo najszczerszych chęci nic nam nie doradzą, bo nigdy tam nie byli. Granicę przekroczyliśmy w końcu w Astromeritis (Nikozja byłaby jednak lepszym wyborem!). Nie potrzebowaliśmy wizy, a uśmiechnięci Panowie po obejrzeniu naszych dowodów, choć nie było nikogo poza nami, z niewiadomych przyczyn przetrzymali nas jakąś godzinę, a potem wpuścili. Warto podkreślić, że w jednej z granicznych budek musieliśmy kupić ubezpieczenie na wynajęty samochód (20 euro za 3 dni), bo to zakupione na południu, na północy nie obowiązuje.
Nasze pierwsze wrażenia, szczerze mówiąc, nie były najlepsze. Droga, którą jechaliśmy, wiodła przez okolice biedne, zniszczone, zabudowane głównie kasynami i klubami nocnymi. Pojawiające się czasem domy też wyglądały nieciekawie. Kiedy zaczęłam myśleć, że przejazd na drugą stronę nie był chyba jednak najlepszym pomysłem, dojechaliśmy do Kyrenii, która w stu procentach zrekompensowała nam pierwsze, raczej mało wesołe odczucia.
I to właśnie Kyrenia okazała się być najbardziej uroczym miastem, które odwiedziliśmy na Cyprze. Jej największym atutem okazał się być cudowny port z fortem i masą prześlicznych jachtów. Do tego fantastyczne budynki i uliczki, tureckie smaki (gorąco polecamy Halil Ibrahim Sofrasi!) oraz przyjaźni ludzie. Mieliśmy też ogromne szczęście, trafić przez Airbnb na przepiękne mieszkanie, którego balkon znajdował się tuż nad sercem miasta, czyli właśnie nad portem. Spędziliśmy na nim cudowny czas, gdy prowadząc długie rozmowy przy zimnej lemoniadzie przyglądaliśmy się przechodniom, słuchaliśmy muzyki z pobliskich restauracyjek i po prostu chłonęliśmy portowy klimat miasteczka, co myślę, stało się głównym powodem, dla którego tak bardzo spodobało nam się to miejsce.
Poza samym miastem, piękna jest też jego okolica. Mimo, że Kyrenia znajduje się nad morzem, niestety w jej centrum nie ma dostępu do żadnej plaży, za to te odległe o kilkanaście minut drogi samochodem są jak z bajki. Żałuję ogromnie, że nie udało dotrzeć na czas do pobliskiej perełki – zamku St. Hilarion, bo gdy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że gród znajduje się na terenie bazy wojskowej i nie można go odwiedzać po godzinie 17. To chyba jedyne negatywne zaskoczenie, które spotkało nas w Kyrenii. Poza tym miasto i okolica super fajne, więc jeśli zwiedzając Cypr zastanawiacie się czy tam wybrać, to przestańcie już i jedźcie koniecznie! :)
22 komentarze